Praca na morzu do łatwych nie należy. Jest to opinia formułowana nie tylko przez samych marynarzy, ale również przez osoby zatrudnione na lądzie, które potrafią w sposób obiektywny spojrzeć na ten zawód. Oddalenie od domu i swoich bliskich, stres wynikający z wykonywania trudnych obowiązków, odpowiedzialność za statek i ładunek, nienormowany czas pracy, zmienne warunki pogodowe, przebywanie przez długie miesiące w tym samym środowisku to tylko niektóre z czynników mających wpływ na zdrowie psychiczne marynarzy. Nic więc dziwnego, że Polska Żegluga Morska, największy polski armator, w którym pracuje dwa i pół tysiąca oficerów i marynarzy, od lat współpracuje z doświadczonym psychologiem Zbigniewem Józefem Piłasiewiczem.
Praca peżetemowskiego psychologa przebiega kilkutorowo. Obok zasadniczej funkcji, polegającej na udzielaniu porad wszystkim pracownikom PŻM, którzy potrzebują tego rodzaju pomocy, poprzez wydawanie opinii o przydatności do pracy, skończywszy na prowadzeniu szkoleń dotyczących stosunków międzyludzkich dla całych grup, skończywszy na sporządzaniu analiz naukowych.
Problemy, z jakimi styka się Józef Piłasiewicz są bardzo różne, ale większość z nich dotyczy relacji międzyludzkich. Zamknięcie w ograniczonej przestrzeni tej samej grupy ludzi przez dłuższy czas tworzy napięcia, jakich zazwyczaj nie spotykamy na lądzie. Marynarze skarżą się na przykład na swoich przełożonych, że są zbyt rygorystyczni lub nadmiernie obciążają ich pracą. W przypadkach takich często okazuje się, że pracownicy nie do końca rozumieją swoją rolę w społeczności statkowej, gdzie nie ma miejsce na demokrację i gdzie kapitan ma prawo do wydawania poleceń, a załoga ma obowiązek je wypełniać. Czasem jednak okazuje się, że to kapitan jest zbyt mało doświadczony i ingeruje w sprawy, które nie leżą w jego kompetencjach. Każdy ze zgłaszanych przez marynarzy problemów musi być więc prześwietlony z różnych stron.
Zdarza się też, że pomocy psychologicznej szukają marynarze w sprawach osobistych, gdy okazuje się, że ich rodzinne problemy nabrzmiały do tego stopnia, iż czują się oni z nimi bezradni. – Problemy te dotyczą na przykład relacji z dziećmi, zwłaszcza tymi dorastającymi i buntującymi się wobec świata dorosłych – mówi Józef Piłasiewicz. – Wówczas w rozmowie nierzadko wystarcza podanie przeze mnie kilku informacji np. o fazie rozwojowej młodego człowieka, aby mój rozmówca poczuł się uspokojony, że nic złego w jego relacjach z dziećmi się nie dzieje, i że jego problemy powinny z czasem ulec naturalnemu rozwiązaniu.
Inna grupą ujawnianych problemów osobistych są konflikty małżeńskie. Bardzo często istotą tych konfliktów – zwłaszcza w przypadku kadry dowódczej – są sprawy związane z podziałem władzy. Osoby takie wracają do domów i tam chcieliby także decydować o różnych sprawach, a bywa, że żona niechętnie dzieli się posiadaną przez siebie „domową” władzą, czy zakresem obowiązków. Kiedy dochodzi na tym tle do starcia, żony zazwyczaj mówią – ty i tak niedługo znów wyjedziesz, a cały „bałagan” pozostanie na mojej głowie. Kapitanowie i oficerowie mówią zatem, że trudno czasem zaakceptować im stan przejścia ze stanowiska przełożonego, jakie zajmują na statkach, co funkcji podwładnego, jaką narzucają im żony. I stąd konflikty.
Należy jednak podkreślić, że w ostatnich czasach wiele się zmieniło na lepsze w relacjach marynarzy ze swoimi rodzinami. Kapitalną w tym rolę odegrał postęp technologiczny i możliwość częstej komunikacji. W chwili obecnej większość marynarzy posiada telefony komórkowe, i jak tylko pozwala na to objęcie zasięgiem sieci, korzystają z nich – nawet jeśli są to krótkie rozmowy. Pozwala to na utrzymanie więzi z bliskimi i znacznie zmniejsza poczucie oddalenia od domów.
– Mając w swojej pracy psychologa do czynienia zarówno z osobami pracującymi na morzu, jak i tymi zatrudnionymi na lądzie, muszę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że marynarze to nacja, która jest bardziej szczęśliwa od tych, którzy realizują swoją karierę na lądzie – uważa Józef Pilasiewicz. – Bez wątpienia, należą oni do ludzi dużo bardziej usatysfakcjonowanych swoim życiem i sytuacją zawodową. Pływający są także w lepszej kondycji psychicznej. Prawdopodobnie jest to związane z faktem, że kiedy marynarz schodzi ze statku ma świadomość, iż przed nim długi okres wypoczynku, który może dowolnie wykorzystać. I rzeczywiście, ten znacznie dłuższy niż w przypadku pracownika lądowego okres urlopu, powoduje, że są oni bardziej wypoczęci – twierdzi peżetemowski psycholog.