Portal informacyjny dla polskich marynarzy

Na statku lubimy czytać

Minęły już chyba bezpowrotnie czasy kiedy marynarze na statku byli jedną rodziną, kiedy integracja między ludźmi następowała samoistnie. Przy butelce whiskacza nawiązywały się statkowe przyjaźnie i były podejmowane przeróżne inicjatywy kulturalne. Odwieczna rywalizacja między Maszyną i Pokładem przekładała się na rozgrywki karciane i sportowe. Turnieje brydżowe, kierkowe, w ping ponga były organizowane na okrągło. Zwycięzca otrzymywał od starego szklany puchar z odpowiednią zawartością. Po konsumpcji nagrody, bywało że ktoś komuś dał po mordzie. Bywało i tak. Było to jednak tak marynarskie i normalne, że nikt nie robił z tego problemu.

Załoga żyła, pracowała i się bawiła. Na statkach były dobrze wyposażone biblioteki, można było znaleźć nawet tzw. białe kruki. Nikt jednak nie czytał książek, bo nie było na to czasu. Gdy mustrowałem na kolejne statki, zawsze było kilku znajomych, teraz jest to rzadkością, za każdym razem prawie same nowe twarze. To były czasy, ktoś powie. Pewnie i były, tylko czy lepsze? Na pewno inne.

Mimo wszystko wracam do nich z sentymentem, ale chyba dlatego że byłem młody. Młodość w tamtych czasach królowała we flocie. Dzisiaj jest coraz mniej młodzieży. Średnia wieku mocno podskoczyła do góry. Zawód marynarza w dobie otwartych granic przestał być zawodem elitarnym i coraz mniej młodzieży się do niego garnie. Zmieniły się czasy. Różne konwencje, przepisy, obostrzenia, chyba zabiły ten romantyzm morza. Współczesny marynarz nie potrafi grać w karty, nie interesuje się sportem. Coraz trudniej zorganizować na statku jakieś rozgrywki, czy turniej, nie ma po prostu zainteresowania.

Współczesny marynarz młodszego pokolenia nie rozstaje się ze swoim laptopem. Po pracy zamyka się w kabinie i oddaje grom komputerowym, oglądaniem filmów. Dyski z filmami krążą po kabinach,  wytworzyła się swoista giełda filmowa. Sam zgromadziłem już około tysiąca filmów.

Współczesny marynarz starszego pokolenia najbardziej ceni sobie spokój, to nałogowy czytelnik który nadrabia zaległości w literaturze z lat swojej młodości kiedy nie myślał wówczas o książce. Na statku czyta się teraz wszystko. Pewnie dlatego że księgozbiory są skąpe, szczególnie na nowych statkach. Widzę tu pewien paradoks, kiedy na statkach było dużo książek, czytelników wtedy jak na lekarstwo, teraz gdy tych książek jest bardzo mało, cieszą się niebywałym powodzeniem.

Przyklasnąć należy więc inicjatywie głównego intendenta PŻM Grzegorza Suchockiego i jego małżonki, którzy organizują zbiórki książek dla statków PŻM. Może nie są to nowości, ale i tak bardzo pożądane wśród marynarzy. Niestety, jest to jednak kropla w morzu naszych potrzeb. Może tą inicjatywą zarazić też innych. Na pewno jest taka potrzeba.

  Kpt. ż. w. Rafał Sznabel – mv „Jawor”

fot. Jacek Pawłowski

Skomentuj artykuł