Portal informacyjny dla polskich marynarzy

Ostatni statek Stinga

29--1Czy można zrobić musical o upadku przemysłu stoczniowego ? Okazuje się że można, pod warunkiem, iż ma się talent słynnego brytyjskiego wokalisty – Stinga. Jego przedstawienie „The Last Ship” zeszło niedawno ze sceny jednego z teatrów na Broadwayu.

Gordon Sumner (Sting) urodził się w przemysłowej dzielnicy Newcastle – Wallsend. Przyszły muzyk dorastał w cieniu stoczni Swan Hunter a zakład był jednym z największych pracodawców dla lokalnych mieszkańców.
Swan Hunter to stocznia, która budowała także dla Polskiej Żeglugi Morskiej. Było to w czasach słynnego kontraktu stulecia, podpisanego przez ówczesnego dyrektora naczelnego PŻM Ryszarda Kargera. Pod koniec lat 70. Swan Hunter, podobnie jaki inne brytyjskie i szkockie stocznie, stał na krawędzi bankructwa. Polski kontrakt przedłużył ich egzystencję, lecz jedynie na krótko.
Sting doświadczył więc na własnej skórze tego, co zaledwie kilka lat temu stało się również udziałem szczecińskich stoczniowców – był świadkiem budowy ostatniego statku przez lokalną stocznię, a potem zamknięcia zakładu. Wspomnienia tych faktów pojawiły się po raz pierwszy na albumie brytyjskiego artysty z 1991 roku „The Soul Cages”, jednak swój pełny wyraz znalazły na płycie „The Last Ship” (Ostatni Statek) z 2013 roku.
Sting z albumem tym powrócił na rynek muzyczny po dziesięciu latach milczenia, spowodowanym „blokadą twórczą”. Jednak nastrojowy krążek pełen melancholii i celtyckich klimatów nie wszystkim fanom przypadł do gustu. Wokalista uznał więc, że sama muzyka nie oddaje uczuć, jakie przeżywał we wczesnej młodości, gdy wielu z jego znajomych utraciło pracę w stoczni. Stworzył więc musical, w którym piosenki z własnych płyt „Soul Cages”, „Fields of Gold”, „Brand New Day” oraz „The Last Ship” połączył z teatrem.
Premiera musicalu „The Last Ship” miała miejsce w teatrze Bank of America w Chicago, ale zaraz potem sztuka przeniosła się na słynny nowojorski Broadway do teatru Neila Simona. Ubiegłoroczna premiera widowiska zgromadziła wiele sław, w tym aktorów Roberta de Niro, Liama Neesona oraz piosenkarza Billego Joela.
29--2Musical „The Last Ship” opowiada o losach trzech postaci uwikłanych w miłosny trójkąt, na tle społecznym, w którym najważniejszym wydarzeniem jest upadek stoczni – największego lokalnego pracodawcy. Główny bohater Gideon Fletcher, podobnie jak Sting wyjeżdża z miasta, by powrócić do niego po 15 latach, w poszukiwaniu swojej utraconej, dawnej miłości. Kobieta związana jest już jednak z innym, choć wychowuje dziecko Gideona. Punktem zwrotnym opowieści, jest wiadomość o zamknięciu stoczni, która daje pracę głównym bohaterom. W najlepszej scenie musicalu stoczniowcy napierają na ogrodzenie, które więzi je w zlikwidowanym zakładzie. Postanawiają oni wybudować jeszcze jeden, ostatni już statek, który ma być symbolem ich człowieczeństwa i dumy.
Niestety, przesłanie, które z łatwością trafiłoby na przykład do mieszkańców Szczecina odbiło się całkowicie od ściany niezrozumienia u nowojorczyków. Widzowie na Broadwayu nie zrozumieli, dlaczego bohaterowie sztuki tak rozpaczają po zamknięciu stoczni a krytycy najważniejszych gazet uznali całą akcję widowiska za mało wiarygodną. Dla przeciętnego Amerykanina musical „The Last Ship” był po prostu zbyt ponury. Bilety sprzedawały się coraz gorzej a przed całkowitą katastrofą przedstawienia uchronił sam Sting, który w grudniu zastąpił na scenie jednego z bohaterów. Obecność znanego artysty dźwignęła publiczność, jednak kierownictwo teatru zdecydowało, że sztuka będzie wyświetlana tylko do 24 stycznia, zamiast – jak planowano pierwotnie – do końca marca.
Musical „The Last Ship” tworzyło paru aktorów i orkiestra złożona z dwunastu muzyków. Było to więc widowisko raczej kameralne. O klapie przedsięwzięcia na Broadwayu zdecydowała nie jego wartość artystyczna, dodajmy – bardzo wysoka – ale chyba źle dobrana publiczność. Gdyby Sting zdecydował się przyjechać ze spektaklem na polskie wybrzeże – sukces z pewnością miałby murowany.

Skomentuj artykuł