Jesienią 1968 doszło do jednego z „najgłupszych” wypadków w historii PŻM, szeroko opisywanego w ówczesnej prasie. Statek m/s „Rejowiec” płynący ze Szczecina z drobnicą na Kubę, w okolicach Wyspy Rugia niedaleko latarni Greifswalde Oie, wszedł na mieliznę a kamieniste dno poharatało kadłub jednostki. „Rejowca”, dzięki odlichtunkowi ładunku i przy pomocy kilku holowników uratowano ale ostateczny rachunek za przeprowadzenie akcji ratunkowej oraz późniejsze naprawy wyniósł kilka milionów złotych. W momencie wypadku panowała ładna pogoda i była dobra widoczność. Był dzień, znane wody, trasa wytyczona od bojki do bojki, a mimo to statek przerwał swoją podróż na mieliźnie.
Fatalny splot zdarzeń rozpoczął się jeszcze w Szczecinie, gdzie przed pożegnaniem „Rejowca” odbyła się uroczystość wręczenia statkowi i załodze sztandaru i dyplomu Socjalistycznej Brygady Pracy oraz dyplomu za samoremonty, wykonane w ramach zobowiązań dla uczczenia V Zjazdu Partii. Jak wyjaśniał później kapitan statku : „Po wręczeniu dyplomów zaprosiłem gości z PŻM i związków zawodowych na tradycyjną lampkę wina. Alkohol spożyty w towarzystwie gości spowodował widocznie w moim wieku i po tylu godzinach wytężonej pracy stan zupełnego wyczerpania w późniejszych godzinach”. Mimo takiej sytuacji, o której nic nie wiedział armator – statek wyszedł w morze.
Na torze wodnym do Świnoujścia kapitana, który nie był w stanie wypełniać swoich obowiązków, zastąpił I oficer. Przy latarni morskiej w Świnoujściu zdano pilota a I oficer, zamiast kontynuować funkcje dowódcy zakończył wachtę i przekazał obowiązki III oficerowi. Zaraz po wyjściu z „główek”, na boi Świnoujście, statek z nieznanych przyczyn zszedł z kursu. III oficer nie zwrócił uwagi na fakt, że boje torowe skończyły się a ląd znajduje się nie z tej strony, z której być powinien. Nagle statkiem wstrząsnęło i stanął on w miejscu. Na mostek wezwano pospiesznie I oficera, który stwierdził wejście na mieliznę. Komenda „wstecz” i „naprzód” nic nie dały a jak się później okazało jedynie pogorszyły stan kadłuba.
Do poprowadzenia akcji ratunkowej w ramienia armatora wyznaczono „kapitana do zadań specjalnych” Bolesława Bąbczyńskiego, a ze strony Polskiego Ratownictwa Okrętowego operacją dowodził kpt. ż. w. Włodzimierz Słotwiński. Całą akcję w specyficznym dla siebie, znakomitym stylu, opisał mistrz reportażu, dziennikarz „Głosu Szczecińskiego” Bohdan Czubasiewicz.
„Wypłynąłem specjalną jednostką ze Świnoujścia na miejsce, gdzie osiadł na mieliźnie m/s „Rejowiec”. Statek uwięziony jest w pobliżu latarni Greifswalder – 20 mil na północny – zachód od Świnoujścia i około 2-3 mile od brzegów NRD. Po jego prawej burcie przycumował statek „Krutynia”, po lewej holowniki „Koral” i „Jantar” z gdańskiego PRO oraz szczeciński „Rosomak”.
Od kilkunastu godzin bez przerwy pracuje załoga „Rejowca”. Jest już zupełnie zmęczona. Trwa jednak walka z czasem, by jak najszybciej załadować tarcicę na „Krutynię”. „Krutynia” kołysze się na fali. Utrudnia to pracę przeładunkową. Następnego dnia rano do burty „Rejowca” dobija inny szczeciński statek m/s „Krasnal”, by przejąć część ładunku z zagrożonej jednostki. /…/
Pod wodę zszedł nurek z „Rosomaka”. Zbadał dokładnie dno i poszycie uszkodzonej jednostki. Jak się okazało „Rejowiec” ma rozdarte 2/3 poszycia kadłuba z lewej burty. Do tanków prawej burty dostaje się również woda, są przecieki. Uszkodzona jest także śruba okrętowa.
Ściągnięcie jednostki z mielizny jest niezwykle trudne. Dno Bałtyku w tym miejscu jest gęsto pofałdowane, a tuż za rufą znajduje się twarde wybrzuszenie. Zachodzi więc prawdopodobieństwo, że statek „przejechał się” po tym wybrzuszeniu, rozdzierając poszycie kadłuba. W takiej sytuacji nie można go ściągnąć z mielizny ani rufą, ani dziobem. Przeszkadza temu podwodny „garb”.
Z napiętą uwagą śledzę przebieg akcji ratowniczej. Podziwiam bohaterstwo marynarzy” – napisał Bogdan Czubasiewicz.
Ostatecznie „Rejowiec” został ściągnięty z mielizny po sześciu dniach akcji ratowniczej i ręcznym odlichtunku tysiąca ton ładunku tarcicy. Następnie w asyście holowników statek został przeciągnięty na redę Świnoujścia. Po opróżnieniu dodatkowych 300 ton ropy z uszkodzonych zbiorników, odholowano go do Szczecina, gdzie rozładowano główny ładunek – cement. Remont „Rejowca” odbył się Szczecińskiej Stoczni Remontowej.
W rozprawie przed Izbą Morską wspólną odpowiedzialnością za spowodowanie wypadku obarczono kapitana, I oficera oraz III oficera. Ostatnim „ponurym” epizodem tej historii był raport szczecińskiego Urzędu Celnego, który stwierdził znaczne braki w ładunku spirytusu, znajdującego się wśród drobnicy, wiezionej na Kubę. Nie ustalono jednak, czy za zniknięcie alkoholu odpowiedzialna była załoga.