W lutym tego roku, polski jacht „Selma Expeditions” z polską, 11- osobową załogą, pod dowództwem kpt. Piotra Kuźniara, dopłynął na żaglach do końca Zatoki Wielorybów (Morze Rossa). Kapitan na brzegu Antarktydy zatknął biało-czerwoną banderę. Jest to pierwszy w historii jacht, który dotarł tak daleko na samych żaglach. W to miejsce na krańcu świata docierają jedynie statki z mocnymi silnikami.
Morze Rossa to najzimniejszy na świecie akwen. Temperatura wody spada poniżej -1stopnia Celsjusza. A Zatoka Wielorybów jest tam, gdzie morze dochodzi najbliżej do Bieguna Południowego. „Brzegi morza wyznaczają kres ziemskich oceanów, dalej jest już tylko lód i śnieg – powiedział kpt. Kuźniar. – To miejsce ze względu na góry i kry lodowe, gwałtowne, nieprzewidywalne zalodzenia i wiatry o sile dochodzącej do 200 kilometrów na godzinę, bywa dostępne tylko podczas antarktycznego lata, na przełomie stycznia i lutego.”
Tam w swej pierwszej antarktycznej wyprawie, w 1909 roku, dotarł Sir Ernest Shackleton, irlandzki podróżnik, odkrywca i badacz Antarktydy. To on nazwał zatokę Zatoką Wielorybów, bo spotkał ich tam ogromne stada.
Wieloetapowa polska wyprawa pod nazwą „Selma- Antarktyda-Wytrwałość” odbywa się śladami antarktycznych ekspedycji Sheckletona sprzed stu lat. Jest żeglarskim hołdem złożonym temu podróżnikowi. Zakończenie ponad rocznej wyprawy jest planowane w kwietniu 2015 roku, w Ushuala, w Argentynie.
Gdy usłyszałam o sukcesie Polaków i pionierskim rejsie na dalekie, lodowe południe, od razu przypomniał mi się znakomity, ponad trzygodzinny film „Shackleton” (jest dostępny na DVD).
Irlandczyk uczestniczył w czterech antarktycznych ekspedycjach. Pierwszą dwuletnią odbył w latach 1901-1902. Był członkiem wyprawy Roberta Scotta na statku „Discovery”. W drugiej też dwuletniej (1907 -09) był już dowódcą ekspedycji. Znalazł się 180 km od bieguna. Niestety, musiał zawrócić, ponieważ skończyła się żywność. W trzeciej (1914-16), też pod jego dowództwem, dotarł do Morza Rossa. W czwartej (1921-22), chciał opłynąć Antarktydę. Na niewielkim statku wielorybniczym dotarł do wielorybniczego portu Grytviken na Georgii Południowej. Tam zmarł na atak serca. Miał zaledwie 47 lat.
Film opowiada o wyprawie trzeciej, najtrudniejszej. Nazwano ją Królewską Trans –Antarktyczną. Jej celem była podróż przez całą Antarktydę. Od Morza Weddella do Morza Rossa. Irlandczyk wyruszył na nią na żaglowcu „Endurance” (wytrwałość). Ta nazwa to nie przypadek. Motto rodziny Shackletonów brzmiało: „Dzięki wytrwałości zwyciężaj”. W legendarnej ekspedycji uczestniczyło 28 osób (żeglarze, podróżnicy, lekarz, fotograf). Zabrali z sobą 69 psów.
Film powstał na podstawie pamiętników Shackletona oraz relacji członków wyprawy. Opowiada o tym jak zaplanowana i z rozmachem przygotowana próba przejścia Antarktydy, przerodziła się w walkę o przetrwanie, walkę o przeżycie.
Po sześciu tygodniach żeglugi byli jakieś 160 km od lądu Antarktydy, gdy zatrzymało ich pole kry lodowej. Usiłowali żaglowcem przez nie się przedrzeć, ale mróz skuł lód. Uwięził statek z załogą, która rozpoczęła walkę o przetrwanie. W końcu musiała statek opuścić. Napierające zwały lodu zmiażdżyły go jak w imadle. Z jednostki zdążyli zabrać najbardziej potrzebne rzeczy. Umieścili je w trzech szalupach i ciągnęli przez lodową pustynię. Potem przez otwarte wody dopłynęli na Wyspę Słoniową. Od momentu utraty statku, Ernest Shackleton miał jeden cel – uratować całą załogę. „Moim zadaniem jest utrzymać was przy życiu”- powtarzał członkom wyprawy. Dramatyczne są sceny odstrzału psów, amputacji odmrożonych palców u stóp. Na wyspie wybrał z ekipy pięciu mężczyzn i jedną z szalup popłynęli na odległą o 1200 km Georgię Południową. Tam pieszo pokonali masyw górski kilkakrotnie żegnając się z życiem. Po prawie 40 godzinach morderczej wędrówki dotarli w końcu do wielorybniczej osady Stromness. Shackleton wrócił statkiem po załogę pozostawioną na Wyspie Słoniowej. Uratował wszystkich. Do dziś tamta wyprawa budzi powszechny szacunek, jest symbolem poświęcenia , wytrwałości i ludzkiego braterstwa.
Mimo, że film trwa 200 minut, ogląda się go z zapartym tchem. Duża w tym zasługa Kennetha Branagha. Znakomicie zagrał rolę Sir Ernesta Shackletona.