Portal informacyjny dla polskich marynarzy

Szanuj swoją kabinę

kabina_st._oficeraJak głosi znane powiedzenie, statek jest drugim domem marynarza. To bez wątpienia prawda, bo przecież co najmniej połowę roku spędzamy właśnie na statku. Chcę zatem poruszyć temat kabin. Kabina jest dla wszystkich członków załogi prywatnym miejscem przeznaczonym dla snu i odpoczynku, azylem, w którym można na parę godzin odizolować się od pozostałych kolegów. Każdy z nas przecież potrzebuje odrobinę prywatności. Powinna być zatem czysta, zadbana, przytulna. A jak jest naprawdę?

Im statek starszy, tym gorzej

    Na nowych statkach kabiny są zazwyczaj w dobrym stanie, właśnie dlatego, że też są nowe. Chociaż widziałem także wyjątki. Na pewnym statku z serii „37” zaledwie trzyletnim, można było dostrzec w kabinie kadetów zdemolowaną koję! To samo się nie zrobiło, ktoś musiał po tej koi skakać albo w nią kopać…

       Generalnie, z upływem lat kabina, jak i cały statek, ulega naturalnemu zużyciu. To półka się urwała, to wieszaczek się obluzował, to szafa przestała się domykać, to drzwiczki się wyrwały itd.  Co się wtedy dzieje? Użytkownik kabiny zazwyczaj we własnym zakresie zaczyna naprawiać to, co mu przeszkadza (no, może poza kapitanem i chiefami, którzy zlecają naprawę załodze).

       Niestety, w wielu przypadkach te naprawy mają charakter wybitnie doraźny i dość – powiedzmy elegancko –  prosty. Urwaną półeczkę dokręcamy wielką pordzewiałą śrubą, jaką akurat mieliśmy pod ręka, otwierające się drzwi blokujemy tekturką, wieszaczek obrywa się i gdzieś ginie, więc zastępujemy go gwoździem wbitym w szot itd.

       Te usterki i prowizoryczne naprawy z biegiem lat nakładają się na siebie i prowadzą do tego, że w kabinie połowa wyposażenia jest uszkodzona. Pourywane uchwyty i klamki, połamane szuflady pod koją, popękane klosze lamp i lustra, szoty z różnymi dziurami…

       Do tego dochodzą jeszcze różne wykonane we własnym zakresie „instalacje”: do odbioru telewizji, internetu. Wiercimy więc różne otwory, prowadzimy kable. Czasem coś uszkodzimy przy okazji…

Wszystko zależy od lokatora

      Są tacy marynarze, którzy po wprowadzeniu się do kabiny robią w niej gruntowny porządek, myją szafy i szuflady, szoty i podłogi. Dopiero wtedy wypakowują swoje rzeczy i dopiero wtedy czują, że taka czysta, schludna kabina będzie dla nich miłym i przytulnym, choć zastępczym mieszkaniem.

      Istnieje jednak i druga grupa marynarzy, którym – powiedzmy to sobie szczerze – zupełnie na tym nie zależy. Czasem pokutuje pogląd: A co to, mój statek, żebym miał tu sprzątać i robić naprawy? Pobędę na nim 4 miesiące i zejdę, a usterkami niech się martwi armator.

       Takie rozumowanie sprawia, że te osoby nie przywiązują żadnej wagi do stanu kabiny. Urwało się coś czy połamało? No to co? Wrzucajmy to gdzieś pod koję albo na dno szafy i niech tam sobie leży. Popękało? To kleimy scotchem.

       W rezultacie każdy następny marynarz napotyka coraz gorszy stan     kabiny. I w tej kabinie panuje coraz większy brud i nieporządek.

       No a potem mustrujemy na kolejny statek i oburzamy się: co to za kabina? Jaki tu syf!

        No właśnie, ale kto ten „syf” w niej zrobił? Armator czy moi koledzy? A może ja sam już kiedyś byłem na tym statku i też się do tego przyczyniłem?

Kabin się nie remontuje

       Na statkach handlowych nawet podczas remontów klasowych praktycznie nie rusza się kabin. Dlaczego? To proste – stan pomieszczeń załogowych nie ma wpływu na bezpieczeństwo statku, na decyzje klasyfikatora. Żaden armator nie będzie więc inwestował dodatkowych kwot w drobne, ale kosztowne naprawy wyposażenia kabin, no chyba że kabina jest kompletnie zdewastowana i nie nadaje się do użytku.

       Wyjątek może stanowić taka sytuacja, jak na biednej Redze, której wjechał w nadbudówkę dziób innego statku, demolując kabiny, albo pożar, który przed wieloma laty wypalił doszczętnie nadbudówkę statku „Syn Pułku”. Po tego rodzaju zdarzeniach kabiny, rzecz jasna, odbudowuje się, no ale takich „okazji” oczywiście nikomu nie życzę.

         W praktyce wyposażenie kabin jest na statku to samo od podniesienia bandery aż do ostatniej podróży do stoczni złomowej. Warto o tym pamiętać.

        Ponadto całe wyposażenie statku, a więc także meble kabinowe i osprzęt są poddawane specyficznym warunkom, których nie spotykamy na lądzie: wibracjom, naprężeniom, przenikaniem soli morskiej i pyłów z ładunków, wilgoci. Nie trzeba też wyjaśniać, że brud w kabinach bardzo sprzyja wylęganiu się robactwa.

Moja kabina świadczy o mnie

      Kiedyś na statkach co tydzień odbywały się inspekcje kabin. Niektórzy kapitanowie starej daty potrafili nawet jeździć palcem po meblach i sprawdzać, czy nie ma nich kurzu!

       Jestem jednak generalnie przeciwny takim metodom, gdyż uważam, że kabina jest pomieszczeniem prywatnym w czasie, kiedy mieszka w niej zamustrowany marynarz. Myślę natomiast, że podczas wymiany załogi stan kabiny powinien być sprawdzony przez kierownictwo statku.

       Lepiej jednak odwołać się do własnej marynarskiej wyobraźni. Może przecież zdarzyć się i tak, że po urlopie wrócimy do tej samej kabiny. Statków nie jest znowu tak dużo. No i co wtedy? Znowu zobaczymy to, co sami uszkodziliśmy plus efekty destrukcyjnych działań naszego zmiennika.

      Dbajmy więc o nasze kabiny, bo one muszą „starczyć” na wiele lat. Nie tylko nam, ale i kolegom, którzy zamustrują po nas. Nie wymaga naprawdę zbyt dużego wysiłku staranne usunięcie we własnym zakresie drobnych usterek czy elementarna dbałość o czystość. Najwyżej obejrzymy na laptopie o jeden film mniej…

Jerzy Bitner

Skomentuj artykuł